czwartek, 1 sierpnia 2013

Նորատուս

We wsi Noratus, niedaleko miasta Gavar, znajduje się cmentarz z największym zbiorem chaczkarów w całej Armenii. (W azerskiej eksklawie Nachiczewan, w miejscowości Culfa, znajdował się większy cmentarz, został on jednak kompletnie zniszczony przez Azerów w latach 1998-2006.)


Chaczkary w Noratus powstały pomiędzy X a XVI wiekiem. Oprócz ozdobnych krzyży, zawierają niekiedy ilustrację sytuacji rodzinnej, pracy, niekiedy historii śmierci. 

Na cmentarzu wita turystów grupa ormiańskich babć, które z radością wskazują co ciekawsze chaczkary, opowiadają ich historię, a także usiłują sprzedać lokalne wyroby wełniane.

Poniżej kilka kadrów z Noratus. 







środa, 31 lipca 2013

Սևանա լիճ

Jezioro Sewan, największe jezioro Kaukazu, położone jest na wysokości 1916 m. Od lat 30-tych XX wieku sowieci realizowali wielki projekt hydrologiczny, w wyniku którego poziom wody obniżył się o 18 metrów. Szczęśliwie projekt nie został zrealizowany w pełni.

















Na północno-zachodnim krańcu jeziora znajduje się półwysep Sewan (który niegdyś był wyspą), a na nim -- klasztor Sewanawank z dziewiątego wieku.


















Około 25 kilometrów na południe, również nad jeziorem, znajduje się klasztor Hajrawank, wybudowany między IX a XII wiekiem. Nieopodal klasztoru zachowała się pokaźna grupka chaczkarów.







Բջնի, czyli o ormiańskiej gościnności (ii)

Następnego dnia rano próbowaliśmy odnaleźć naszego gospodarza celem wyrażenia wdzięczności. Niestety nie udało się. Po niewielkim śniadaniu zjechaliśmy z powrotem do miejscowości Bjni. 

Znajdują się tu pozostałości fortecy rodu Pahlavuni, datowanej na IX/X wiek. Aby się do niej dostać, musieliśmy znów opuścić główną drogę. Dojechaliśmy do czyjegoś podwórka. Stefan dopytał tu o dojście do fortecy. Zaraz przydzielono nam kilkuletniego przewodnika, który poprowadził nas przez ogród, między poletkami, a następnie pod górę. Nie mówił w żadnym europejskim języku, ale doprowadził nas na miejsce, pokazał pozostałości fortecy oraz ogromny zbiornik na wodę. Wskazał nam też miejsce naszego wczorajszego noclegu. Na dół wróciliśmy inną drogą. 




Po powrocie zostaliśmy zaproszeni na kawę. W domu była babcia, która porozumiewała się z nami po rosyjsku, matka, która przyrządziła nam kawę oraz poczęstowała ciastami, oraz co najmniej trzy córki. Dom (będący jak na polskie warunki raczej w stanie surowym) stanowił też coś w rodzaju muzeum, na półkach przy ścianach znajdowały się kawałki starej ceramiki. Jak się dowiedzieliśmy, synowie starszej pani brali udział przy rekonstruowaniu fortecy. 

Po kawie zapytaliśmy o kościół. Nasz przewodnik wsiadł z nami do samochodu i wskazał drogę.

























poniedziałek, 29 lipca 2013

Բջնի, czyli o ormiańskiej gościnności (i)

Pod wieczór pierwszego dnia dojechaliśmy do miejscowości Bjni. Zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem. Zapytaliśmy w sklepie, czy można by gdzieś przenocować. Powiedziano nam, że w tej miejscowości raczej nie. Jechaliśmy dalej. Stefan zaczepił stojące przy drodze babcie. Rozmawiał z nimi dłuższą chwilę, były wyraźnie rozbawione. Wskazały mu miejsce, położone według ich przekazu (przetrawionego przez trudności komunikacyjne) około kilometra powyżej głównej drogi, a nazywane przez nie ,,Sulminas'' (czy coś w tym rodzaju), gdzie miał się jakoby znajdować dom z wodą... Ruszyliśmy więc we wskazanym kierunku. Stroma droga wiła się niemiłosiernie ponad przepaścią, rosły przy niej świeżo zasadzone młode drzewka. W pewnej chwili minął nas zjeżdżający w dół autobus. Przejechaliśmy nieco ponad 4 kilometry (babcie miały specyficzne wyczucie odległości), gdy naszym oczom ukazał się taki oto widok: 



Po lewej stronie rozciągał się duży ogrodzony teren. Na pierwszy rzut oka -- coś w rodzaju kempingu. Postanowiliśmy się zorientować w sytuacji... i trafiliśmy w sam środek obficie zakrapianej biesiady. Nie było wyjścia, musieliśmy się przyłączyć.

,,Sulminas'', czy jakkolwiek brzmiała ta nazwa, znaczy podobno ,,Święte miejsce''. Teren, na który trafiliśmy, nie był stricte kempingiem, ale miejscem prywatnych (choć całkiem licznych) spotkań ludzi z Erywania z okolicznymi mieszkańcami, zaś nieco powyżej znajdowała się mała kapliczka, od której miejsce brało swą nazwę. Niebawem pojawił się gospodarz, który udostępnił nam na noc dwa drewniane domki, nie chcąc nic w zamian. Impreza trwała do nocy (ja i Wojtek odpadliśmy wcześniej), po czym wszyscy Ormianie wsiedli w samochody i pojechali do Erywania...

Poniżej kilka zdjęć z miejsca pierwszego noclegu.































niedziela, 28 lipca 2013

Samochodem przez Armenię (i)

Trasa pierwszego dnia: Erywań - Eczmiadzyn - Amberd - Aragac (podnóża) - Arzakan, Bjni. Drogi główne raczej dobre, boczne częściej dziurawe bądź częściowo bez asfaltu.

Kilka zdjęć z trasy poniżej.






Ամբերդ

Amberd to 7-wieczna forteca, wzniesiona na wzgórzu o wysokości 2300 m., około 40 km na północny zachód od Erywania. Przypuszcza się, że pierwsze fortyfikacje w tym miejscu powstały już w czasach Królestwa Urartu. We wczesnym średniowieczu zamek należał do rodu Pahlavuni. Posiadał tajne dojścia do rzeki oraz duże zbiorniki na wodę. Zdobyty przez Turków w drugiej połowie XI wieku, został oswobodzony przez armię ormiańsko-gruzińską dopiero pod koniec XII wieku. W 1236 roku zamek zniszczył najazd mongolski. Do w XX wieku pozostał opuszczony.
















Nieopodal fortecy znajduje się ukończony w 1026 roku kościół Surb Astvatsatsin (Matki Bożej), znany też jako Vahramashen (od imienia księcia Vahrama Pahlavuni).