poniedziałek, 29 lipca 2013

Բջնի, czyli o ormiańskiej gościnności (i)

Pod wieczór pierwszego dnia dojechaliśmy do miejscowości Bjni. Zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem. Zapytaliśmy w sklepie, czy można by gdzieś przenocować. Powiedziano nam, że w tej miejscowości raczej nie. Jechaliśmy dalej. Stefan zaczepił stojące przy drodze babcie. Rozmawiał z nimi dłuższą chwilę, były wyraźnie rozbawione. Wskazały mu miejsce, położone według ich przekazu (przetrawionego przez trudności komunikacyjne) około kilometra powyżej głównej drogi, a nazywane przez nie ,,Sulminas'' (czy coś w tym rodzaju), gdzie miał się jakoby znajdować dom z wodą... Ruszyliśmy więc we wskazanym kierunku. Stroma droga wiła się niemiłosiernie ponad przepaścią, rosły przy niej świeżo zasadzone młode drzewka. W pewnej chwili minął nas zjeżdżający w dół autobus. Przejechaliśmy nieco ponad 4 kilometry (babcie miały specyficzne wyczucie odległości), gdy naszym oczom ukazał się taki oto widok: 



Po lewej stronie rozciągał się duży ogrodzony teren. Na pierwszy rzut oka -- coś w rodzaju kempingu. Postanowiliśmy się zorientować w sytuacji... i trafiliśmy w sam środek obficie zakrapianej biesiady. Nie było wyjścia, musieliśmy się przyłączyć.

,,Sulminas'', czy jakkolwiek brzmiała ta nazwa, znaczy podobno ,,Święte miejsce''. Teren, na który trafiliśmy, nie był stricte kempingiem, ale miejscem prywatnych (choć całkiem licznych) spotkań ludzi z Erywania z okolicznymi mieszkańcami, zaś nieco powyżej znajdowała się mała kapliczka, od której miejsce brało swą nazwę. Niebawem pojawił się gospodarz, który udostępnił nam na noc dwa drewniane domki, nie chcąc nic w zamian. Impreza trwała do nocy (ja i Wojtek odpadliśmy wcześniej), po czym wszyscy Ormianie wsiedli w samochody i pojechali do Erywania...

Poniżej kilka zdjęć z miejsca pierwszego noclegu.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz